sobota

wczoraj we Florze, blisko nas, duży sklep, market właściwie z kwiatami. Wielki tłok mimo, że to było zaledwie południe. Ludzie wypuszczeni z klatek rzucili się kupować kwiaty. Nie kupujemy kwiatów, tylko środek na ślimaki i sznurek.Ten sznurek to jak się zdaje jedyna tania rzecz w tym drogim sklepie Ewa nie znosi ślimaków, bo niszczą rośliny. Ja mam do tego stosunek pobłażliwy, są rośliny i są ślimaki w przyrodzie. Nikt jeszcze nie wytępił ślimaków, bo one się nałogowo ślimaczą. Ja zresztą nie potrafię teraz zabić niczego co żyje, oprócz komara i karalucha. I jest kilku polityków, których bym z przyjemnością unicestwił.

Z rozbawieniem obserwuję jaki ludzie mają teraz problem jak się witać. Chwila konsternacji. Podanie sobie dłoni nie jest już czymś oczywistym.

Deszczowy dzień, samochodem na nasz bazarek po to i owo, i na stację benzynową po Gazetę Wyborczą. Pusto w głowie, a to bardzo męczące mieć pusto w głowie.

Mam 162 strony mini-opowiadanek, wczoraj nadpisałem takie na mnie niż ćwierć strony. Jeśli jest dobre, będzie to bliskie rekordowi Polski. Oto one.
Nauka latania

Nie mógł nauczyć syna jeździć na rowerze. Co za męka. Biegał trzymając rower za metalową prowadnicę. Kiedy puszczał, chłopiec przewracał się, raz nawet boleśnie obdarł sobie nogę. A wokół kwitła wiosna, pies za ogrodzeniem biegł równolegle do nich i zdawało się, że się śmieje, słońce lizało ich pomarańczowym językiem, owady szeleściły w trawie na poboczu ścieżki. Co za antytalent z tego dzieciaka, złościł się, jedź prosto, nie bój się, mocniej ciśnij na pedały, znowu źle! I tak dzień po dniu, rok po roku. Aż pewnego dnia pojechał… na początku chwiał się niepewnie, ale potem jechał już prosto, coraz szybciej i szybciej, nagle wzbił się w powietrze i odfrunął na zawsze.

PODYSKUTUJ: