poniedziałek

Wczoraj dzień w podróży, bezbolesna, tylko małe konflikt, o to gdzie się zatrzymać na jedzenie. Był upał, a w Fordzie już leciwym najwyraźniej wysiadła klimatyzacja. W moim samochodzie wysiada już to i owo, jak we mnie. Ten sam co zawsze piękny drewniany domek nad jeziorem, blisko Sejn. Przekazali nam klucze do domu właściciele ona pianista, ona architekt, który traci wzrok. Oboje moim czytelnicy, on z konieczności głównie słucha książek. Przywieźli kilka moich książek do podpisu. On mimo, że ledwie widzi uparcie maluje i to ładnie, Daje mi w prezencie swój piękny obrazek, namalowany do mojego wiersza. I dostałem od niego tyle ciepłych, gorących słow. Moje labilne poczucie własnej wartości, otrzymało zastrzyk wzmacniający.

Po wczorajszym upale, chłodno i popaduje. Niezły obiad na trasie do Sejn, znamy już dobrze tą restaurację, jesteśmy jedynymi klientami, sezon dopiero się zacznie.

Czytam dzienniki Andrzeja Łapickiego, chcę o nich napisać do Zwierciadła. Czytałem je już kilka lat temu, ale nic nie pamiętam jak to ja, bez organu pamięci. Czytałem ja też w czasie wakacji, też w drewnianym domku, wysoko w Alpach z widokiem na szczyty. Świetnie mi się to wtedy czytało. Krajobraz w jakim się czyta ma wpływ na lekturę, bo tworzy nastrój. Czy teraz ten dziennik będzie mi się równie podobał. Zamiast gór mam jezioro.

Dzisiaj ostatni dzień wiosny, tak mi żal, ze wszystkich pór roku wiosny mi najbardziej żal, bo pesymista już czują zapach jesieni.

Wieczorem Antoś i Franio podłączają konsole do telewizora i na platformie Disney Place, oglądamy we czwórkę „Morderstwo w Orient Ekspresie, dzieci jedzą w czasie projekcji chipsy, piją soki i są szczęśliwe. Po dachu biega kuna, a cały dom skrzypi starym drzewem. Deszcz delikatnie puka do okien.

PODYSKUTUJ: