czwartek

Wieczór w galerii w Podkowie Leśnej, bez GPS w życiu bym tam nie trafił, szczegolnie po zmroku , od nas kawałek drogi. Prowadziła spotkanie Beata Pawłowicz, koleżanka ze Zwierciadła, rozedrgana, cała zrobiona z wrażlwiości. Spotkanie w Galerii, swojsko, przytulnie. Przeczytałem wiersz o wojnie pisany wczoraj i dzisiaj, nie powinno się czytać wierszy jeszcze tak gorących, ale taki czas.

Ku granicy

Każda wojna
Jest blisko granicy
Na której stoisz
I każdy
Wystrzelony pocisk
Pada blisko ciebie
Wyjdziesz z tego cało
Ale zostaną w tobie
Na zawsze
Ranni i zabici
I język ognia w oknie
Który poliże ci twarz
I dwa czarne guziki
Oczy małego misia
Zgubionego na drodze
Przez dziecko
W czasie wędrówki
Ku twojej granicy

Był na spotakniu pan, niemal mój rówieśnik z „Domem pisarzy w czasach zarazy, Iwicka 8a” pod pachą. Okazuje sie, że urodził się i mieszkał w pobliskim domu na Iwickiej, mamy wspólne wspomnienia, a gruby szewc, który miał swój zakłądzik na Chelmskiej był z nim spokrewniony. Pamięta zakład krawców na Iwickiej, nawet ich nazwiska. Jest już niemal żelazną prawidłowością, że na takich spotkaniach, że nie ma ludzi młodych, a kiedyś tak nie było. To znak czasu.

Ukraina… tak to przeżywamy, bo to jakby na naszych oczach ktoś ciężko zachorował i miał małe szanse na przeżycie, chociaż organizm dzielnie walczy.

PODYSKUTUJ: