Błękitna środa

Błękitna środa

    Kiepska noc, więc przed wstaniem poczucie, że nie wstanę, jakby każdy rok z mojej 60 ważył… Antoś przybiega i skacze na mnie,  jakbym był wodą w basenie… Przedszkole, a potem do Konstancina, do mamy. Muszę ją w końcu u nas zameldować… W Konstancinie wielki targ ..taki całkiem wiejski… Dziwny kontrast z centrum handlowym tuż obok, które powstało z ruiny starej fabryki, pamiętam tą ruinę jak wczoraj. A na targu kiszone ogórki, kiszona kapusta i sporo ludzkich twarzy, też kiszonych..   Mama w samochodzie snuje wspomnienia, to właściwie biegunka wspomnień… Sporo puszczam mimo uszu, ale czasami je stawiam…mówi jak malarz Eibisch zalecał się do niej w Bułgarii…i początek lat 50…Wybaczyłbym mamie romans z Eibischem, gdyby z tego był jakiś obraz. A tak, to ani romansu, ani obrazu… Te wspomnienia jednak bardzo mało wiarygodne, gdy są zdarzenia które znam, widzę jak są przez mamę odkształcane. Ale czy cała historia świata… nie jest trochę taką fikcją, tylko opartą na faktach…     W naszym urzędzie, jak to ja w urzędzie, mam jak zwykle mały odjazd, nie znoszę urzędów, a ONI jak psy to czują, to pewnie zapach mego potu, i na mnie warczą…. Ten uraz przekazał mi ojciec…mama mówi –zachowujesz się jak ojciec.. Ale sama nagle woła do urzędniczki, [która mało miła.. ale bardzo nie niemiła, raczej oschła…to i tak nieźle…] mama więc do niej woła, by ją przywołać do porządku: ”mój syn jest wybitnym publicystą..”. Biorę ją stanowczo za rękę, i sadzam na dalekim krześle i wracam do okienka. Zabrakło jednak jakiegoś dokumentu, więc na powrót do domu. Ale wszystko kończy się sukcesem..   Potem telefon do Wajdy – ustalamy termin…Koniec maja!!! ..Mówi: "jeszcze nie będę kręcił filmu, to zawsze trwa dłużej niż się myśli…, te przygotowania. …”  Czuję, że chce mi coś opowiedzieć o filmie… skracam rozmowę… w lęku, że powiem, że nie widzę jakoś tego filmu… i jak źle trawię Wałęsę….   mylę dni…..dzisiaj chyba rzeczywiście jest środa .. .kiepsko ze mną, ale poprawiłem…Miejscami jestem za głęboko w czasie, gdzie indziej jakby poza czasem…    Wiozę mamę na powrót do Konstancina. Teraz dowiaduję się, że w Łodzi w latach 40, świetny malarz Strzemiński chciał, aby mama była jego sekretarką…. on jednak też erotoman.. I znowu nici z obrazu ….Mówię, z tego co pamiętam nie miał ręki, może nie było czego się bać.. Na co mama …nie miał też nogi…  

PODYSKUTUJ: