Ciepła niedziela

Ciepła niedziela

   W nocy dzienniki Anais Nin…W miarę czytania już mniej mnie fascynują…Nadal czasami fajerwerki opisów,  mistrzostwo portretów ludzkich i świetne myśli..  Ale  brakuje mi jej własnego mięsa. Coś ważnego z niej samej mi ginie…Jej przyjaciele, bliscy, towarzysze podróży przez życie …to słynni dzisiaj pisarze, legendy sztuki, choćby Henry Miller…. genialnie go opisuje i analizuje. Ma jednak ułatwione zadanie.. . wszystko co pisze dotykając ich.. bardziej znaczy… I ten Paryż w tle, ze swoimi smakami i zapachami…       Wczoraj odniosłem sukces w panowaniu nad zmartwieniem… Kiedy dojeżdżałam do restauracji coś zaczęło szaleć w moim samochodzie…..Oderwała się częściowo osłona silnika w podwoziu.. Było oczywiste, że jeśli tego jakoś nie poprawię, samochód zostanie unieruchomiony. Ale poszliśmy do restauracji, zjadłem spokojnie i ze smakiem obiad,  zupełnie nie myśląc o samochodzie.. Kiedyś zmartwienie zabrałoby mi przyjemność biesiady. Kelner obdarował mnie sznurkiem…Kiedy leżałem w błocie pod samochodem, smagany wiatrem i deszczem, czułem głęboki i pożyteczny kontakt z szorstką naturą …   Związani sznurkiem..  dojechaliśmy jakoś do domu.      O 12 w teatrze Buffo, z Antosiem… Jego sąsiadka, Ola, o niecałe dwa lata od niego starsza… tańczyć będzie na scenie … Ta wdzięczna niedoskonałość w sztuce dzieci.. ich wysiłek i pasja ……Potem debel w Radości… Kolega serwuje prosto w moją głowę…  miłe oszołomienie … Może coś się mi poprzestawia w tej głowie na lepsze?   Czytając dzienniki Anais Nin, nieuchronnie ciągnie mnie do jej powieści i opowiadań… tylko gdzie ja je mam?   Pewnie w domku na wsi.  I wracam do powieści Millera, z którym tak się przyjaźniła…Próbuję czytać… lecz mogę je tylko przeglądać.. Są tam mocne fragmenty…ale tego już nie bardzo daje się czytać. Cała ta drapieżność, cudowna brutalność, obnażanie prawdy o życiu… co było kiedyś takie oryginalne.. Dzisiaj to każdy głupi pisarz potrafi…i prawie każdy blagier i blogier… Inna sprawa,  że teraz w ogóle nie mogę czytać prozy. Może z wyjątkiem Rosjan: Cechowa, Tołstoja… kusi mnie Turgieniew. Jest więc też we mnie triumf eseju, dokumentu, biografii..    Jonatan dzwoni do mnie z Tel Avivu… zbankrutuje przez swoje cudowne gadulstwo .. rozmawiał ze ze mną przez godzinę… Już wiem wszystko!  Jakie to jest wszystko? Tego nie da sie wyjaśnić…i nawet nie wypada.  A w poczcie… list z Wietnamu . Tłumacz moich opowiadań,  pyta :"Mogłby pan mi wyjasnić słowa: "poetycka składnia, cięcia, przyspieszenia"… w wypowiedzi Jarosława Markiewicza, na temat pana opowiadań. Serdecznie pozdrawiam,
Le Ba Thu…     Biedny, kochany Jarek, czemu już go nie ma.  A czasami najtrudniej wyjaśnić to, co wydaje się oczywiste… Ale to nie aż tak trudne…"Poetycka składnia"-  Jarek myślał o tym, że w prozie używam poetyckiego myślenia i języka…. A "cięcia,  przyśpiszenia" ?…- w prozie jak w filmie można sceny i myśli zbliżać do siebie…Dzisiaj wszystko dzieje się szybciej, tak w życiu jak i w sztuce….Ale tu rodzi się pytanie: co ginie w przekładzie, skoro tłumacz ma problemy z tymi pojęciami?

PODYSKUTUJ: