wtorek

święto zmarłych spędzam zaszyty w domu, na grobie rodziców byłem kilka dni temu, nie lubię cmentarnego tłoku, chociaż cenię ten obyczaj. Ewa z dziećmi pojechała naszym staruszkiem Chryslerem pod Warszawę, Ford uziemniony z powodu awarii reflektora. Zagapiłem się i nie sprawdziłem ile jest paliwa, Ewa dostrzegła na trasie, że ropa niema wyczerpana i mieli wielki stres. Na miejscu nie mogli otworzyć bagażnika. Ten samochód to jakieś nieszczęście, jak to bywa ze starcami.

Jeszcze nie wrócili, niepokoję się o nich, bo nie ufam temu samochodowi, niepokoję się bo strumień niepokoju zawsze we mnie żywy.

Czytam listy ojca do brata, po raz drugi po dłuższej przerwie, pracuję równolegle nad wstępem do tej książki, która ma się ukazać w Austerii. Ponad 800 stron. Na razie wydawca nic nie mówi o skrótach. Jakiś smutek tej lektury, niemal wszyscy, o których pisze ojciec już martwi. Żyję ja i moja kuzynka Ania, córka brata ojca, ale już bardzo chora.

Felieton do Przeglądu już właściwie gotowy.

PODYSKUTUJ: