Na Żurawią , do centrum rehabilitacji, niczego nowego się nie dowiedziałem, łożyska w biodrach mi się wytarły, będą do wymiany, a na razie rehabilitacja. Niedaleko do Czytelnika, przy stoliku urodziny Elizy Michalik i Teresy Rosati, dwie ogromne torty bezowe, ulegam i jem dwa kawałki, niedobrze. Zaczynam przegrywać swoją wojnę.
W autobusie czytam z pasją dziennik wojenny Nałkowskiej, bodaj po raz czwarty i mi się nie nudzi. Byłoby to jeszcze lepsze, gdyby opisywała koszmar okupacji nie tylko od strony życia codziennego i osobistego, ale też hitlerowskich represji i konspiracji, ale bała się pewnie żeby to nie trafiło w ręce gestapo. Boi się nawet napisać, że te dzieci, które po kryjomu dokarmia wymykają się z getta. Czy nie powinna się nimi zaopiekować, ale kogo stać było na taki heroizm. Straszny czas.
Złe samopoczucie, nudności, coś mi zaszkodziło, śpię trzy godziny i mija.
Dzisiaj 11 urodziny Frania. Jutro prezenty a w czwartek małe przyjęcie. Bardzo kocham tego chłopczyka, uczucie, że to uczucie we mnie się nie mieści.