wtorek

Rano budzą mnie dzieci, z dużym bukietem polnych kwiatów. I śpiewają. Dzień ojca.

dosyć chłodno i dosyć deszczowo. Do Suwałk. Byłem tu ostatnio 25 lat temu. Miasto wyładniało. Dobry obiad w bardzo ładnej restauracji. Kelner młody, bardzo grzeczny i staranny, ale mówiąc do moich dzieci, nazwał mnie z dobrego serca dziadkiem, czym zepsuł dobre wrażenie. Na szczęście nie zmartwił a rozśmieszył Antosia i Frania. Obok nas młoda para z psem rasy Husky. Franio wniebowzięty, uwielbia te psy. Marzy o takim psie. Smutno mi, że nie kupimy mu psa. I tak ledwie dajemy sobie radę, z tym żywym dobytkiem jaki jest.

Przybyli moi przyjaciele, K. i L., widziałem ich samochód. Wieś, do której przyjeżdżają od wielu lat, zawsze chwalili, że tak dziko, pusto, martwili się, że to może się zmienić. Przyjechali dwa dni po nas i nie odzywają się, ( wysłałem niedawno Smsa, że zapaszamy ich na wino) nieszczęśliwi, że psujemy im poczucie izolacji. Zrobiliśmy im po prostu świństwo. Widzieliśmy ich daleko na ścieżce jak szli, kazałem zawracać by im nie przeszkadzać, ale zdzwonię pierwszy, zaproszę na czwartek, (w piątek odjeżdżają), czymże jest taki nietakt wobec nicości…
Ludzie, którzy nie mają dzieci zwykle źle się starzeją, zajęci tylko sobą i na sobie skupieni.

Wiadomość, że w pobliskich Gibach, byliśmy tam wczoraj w sklepie, ja bez maseczki, zagnieździła się zaraza. Wieś gdzie jest nawet bankomat. Mówi teraz o Gibach cała Polska. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.

PODYSKUTUJ: