Franio chory, a ja chyba doszedłem do siebie. Zaczynam przyzwyczajać się do tych dołków, w które wpadam. Ale jest lęk, że wpadnę i już się nie wygrzebię.
Stolik w Czytelniku, w właściwie trzy złączone stoliki. Za wiele osób, ich liczba ciągle się zwiększa, co przeszkadza w bliskim kontakcie. Właściwie tylko z kilkorgiem osób mi blisko. Istotą „stolika” jest elitarność. Ale żyjemy w czasach, gdy wszystko robi się masowe, a elity są wrogiem mas.
Ze zdumieniem widzę, że na Olimpiadzie są skoki narciarskie kobiet i hokej kobiet. Jakoś odlepiłem się od sportu w ostatnich latach, tylko tenis śledzę. Czy jest jeszcze jakaś dyscyplina sportowa tylko męska.
Kupiłem miesięcznik Odra z czterema moimi opowiadaniami. Pismo kiedyś tak prestiżowe, trudne jest teraz do kupienia. Żadnego dreszczu emocji, gdy widzę swoje nazwisko na okładce. Miałem dwadzieścia kilka lat, gdy po raz pierwszy drukowałem wiersze w Odrze. Podobały się Urszuli Kozioł, do dzisiaj jest od literatury w piśmie, a nie podobały się Tadeuszowi Różewiczowi. Ten przyjaciel moich rodziców, zawsze mnie nie lubił. Uważał, że patrzę na niego spode łba. I może miał rację. Napisał nawet o tym w wierszu. Potem miał wielki żal do mnie, że nie zaprosiłem go do Sztokholmu, kiedy tam rezydowałem. Przez to, uważał, nie dostał nagrody Nobla. Ten wybitny poeta, miał paskudny charakter.
Zdarza się.
Kończę felieton do Przeglądu. Ostanie jego zdania:
Międzylesie, gdzie mieszkam nazywało się przed wojną Kaczy Dół. Mieszkańcy wtedy protestowali i nazwę zmieniono. Ślad został tylko w nazwie jednej maleńkiej uliczki, w pobliżu mojego domu. Zdaje mi, że ta uliczka podbija teraz całą Polskę