Sobota

W pociągu z Poznania do Warszawy. Swietny był Głogów. Na dworcu w Poznaniu spotykam rezysera Ryszarda Bugajskiego z żoną.Jaka radość, bo już się nie gniewamy na siebie. Tyle lat bliskości, tyle obcości. Wiecej napisze już Warszawie. Nie łatwo mi się stuka na telefonie.

Przepraszam za błędy i za pomylenie dn, ale taki już jestem, pomylony.

W Głogowie zwiedzanie miasta z dyrektorką biblioteki Panią Izą. Żywa jak srebro, serdeczna jak serce. Miasto było zupełnie zniszczone przez wojnę. Stare miasto odbudowano w latach 80 i 90. Okropnie. Wygląda to jak nędzna makieta. Ale to co tam wzniesiono po roku 2000 już ładne.Tamte lata były fatalne w architekturze, nie tylko w Polsce. Lody nad Odrą. Stalowy most pomalowany na różowo. Super. Upał niemal, ulga gdy deszcz. Opowiada o sesjach rady miejskiej, PiS niszczy wszędzie wszystko, podłość i głupota.

Już wiem na czym polega okropieństwo takiej architektury, to maska, a nie twarz, chociaż ta maska podszywa się pod twarz.

W bibliotece. Kilkanaście osób, krócej o Leśmianie, ale żywo, potem spotkanie autorskie. Czytam sporo swoich wierszy zastrzegając, że po Leśmianie to nietakt.

Deszcz, błogosławiony deszcz. Wycieńczył mnie nagły upał po zimie niemal. Wychodzę z hotelu, by coś kupić w „Żabce” . Przy okazji kupuję „Gazetę Warszawską ” . Znam tę szmatę, która śmierdzi obłędem i faszyzmem. Co za wstyd, że takie pismo ma ogólnopolski kolportaż. Ale tak namnożyło się wstydów, że ten ginie w tym tłoku.

PODYSKUTUJ: