sobota

Antoś budzi mnie przynosząc mi jakieś pudełko i liścik, jestem nieprzytomny , nawet zły. To dla ciebie- tata- mówi i zostawia mi na łóżku. Śpię, podsypiam, przedrzemuję do 16 w malignie snów, marzeń i myśli. Narkotycznie ciągnie mnie do nieświadomości. Stopa dalej i jest już nieistnienie, więc nieistnienie też kusi. Nie wódź mnie na pokuszenie niebycie.   A jestem sam, rodzina pojechała za Warszawę. Szorstka jest taka samotność, ale w tym przypadku wygodna, w ramach obecnej niewygody bycia.  O 16 wygrzebuję się i czytam list od Antosia, że to prezent dla taty, otwieram pudełko, a tam różne czekoladki i wafelki, sam to skompletował. Wie, że lubię się pocieszać słodyczami.

Wcześniej dzwonił Olek, serdeczny i uśmiechnięty. Tylko w młodości zdarzają się takie męskie przyjaźnie bliskie miłości. Potem coś stygnie,  ale dawny kształt tego zostaje. W Łodzi trwają przygotowania do kręcenia filmu, mówi jak jego życie zatoczyło koło, on który wyjechał a Polski, jako wygnaniec kręci tu amerykańską fabułę. Pamiętam jak żegnaliśmy go w 68 roku na dworcu Gdańskim. Jakie miał wielkie łzy oczach. Bawi go i uderza polski bałagan połączony z geniuszem improwizacji, mówi, że młodzież świetna.

Po 16  strzelam sobie Xanax i nagły przełom, zaczynam czuć się normalnie. To aż nienormalne tak nagle znormalnieć. Delektują się ciszą domu i samotnością, oglądam dobry film z uwagą i jestem w filmie, a nie w sobie. Ale spokojnie, jutro zawsze niepewne, a w moim przypadku na pewno niepewne.

Jutro o 12 mam mówić w pierwszym programie radia, dręczyło mnie, że objawię się tam jak zombi, dobrze, że w radio nie widać, ale gdybym miał gadać tam dzisiaj o 12, to mogłaby być katastrofa.

Będą mnie w radio pytać o politykę, a wszystko docierało do mnie stłumione, jakbym był przysypany własnym gruzem. Wygrzebuję się teraz …

PODYSKUTUJ: