sobota

w nocy…Krzyś z Toronto pisze , że żyje. Wrócił ze szpitala, gdzie wstawiono mu rozrusznik .

Ewa, która czasami zagląda na mojego bloga, głównie po to by mnie opieprzać za to co tam piszę, odkryła, że uparcie piszę Baiden, zamiast Biden. I że to kompromitacja. Zgadzam się. Ale mam usprawiedliwienie od lekarza. Cierpię na jakąś formę dysleksji, czasami jadowitej, więc czytelnicy i prezydent muszą mi wybaczyć.

Pogrzeb Majki, w Pyrach, Kościół nie za ładny, nie za brzydki , taki powojenny, więc jeszcze osadzony w tradycji. Potem było tylko gorzej z architekturą świątyń. Msza. Trumna na katafalku. A więc nie było kremacji. Teraz mnie to dziwi. Tylko zamiana ciała od razu w proch, wydaje mi się do przyjęcia. Długa droga na cmentarz, trochę kuleję, deszcz, potem mały grad, potem znowu deszcz.

Duża przykrość, Iga Świątek przegrywa finał w nienajlepszym stylu. Odbieram to bardzo osobiście.

J i R mieli być u nas z wizytą wieczorem. Mieli być kilka dni temu, coś im wypadło. I teraz znowu ich nie będzie, wyznaczyliśmy dzień i godzinę, ale dopisałem, potwierdzę, o czym zapomniałem, więc myśleli, że sprawa nieaktualna.

Dzwoni Piotr Krosny ze Sztokholmu. Sukces jego dzisiejszej wystawy, dużo ludzi, połowa obrazów została od razu sprzedana. Fatum jakie ciążyło nad jego malarstwem, zdaje się znikło z dnia na dzień. I koniec z biedą w jakiej żył. A on się z tego wszystkiego za bardzo nie cieszy, taki jest. Ja za to bardzo się cieszę.

PODYSKUTUJ: