sobota

za dużo śpię, za mało się ruszam, za mało spotykam ludzi, za mało piszę…

Kończę pierwszy tom dzienników Lechonia. Był intelektualistą wysokiej próby, świetnie pisze o literaturze, o malarstwie, o muzyce, trochę brakuje mi w tym dzienniku „mięsa życie” , ciekawie pisze o Ameryce i o Nowym Yorku, pasjonuje go polityka. Gdyby pisał nie tylko aluzjami o swoim homoseksualizmie, ten dziennik wiele by zyskał, ale to właśnie przemilczenie jest też wadą dzienników Gombrowicza. To był inny czas, dzisiaj by pewnie pisali. Nie jest dla mnie oczywiste, czy Lechoń pisał te dzienniki z myślą o druku, bo Gombrowicz je drukował od razu w paryskiej „Kulturze”. Co uderza w dzienniku Lechonia, to skrupulatność, notował niemal bez wyjątku codziennie. Ciekawe są jego polskie wspomnienia, był w Polsce międzywojennej kimś kogo teraz nazywa się celebrytą. Z kim on się nie przyjaźnił, z Szymanowskim, z Tuwimem, sam Skamandryta był blisko ze Skamandrytami. Znał blisko Żeromskiego, Leśmiana. Znał polityków, Piłsudskiego, Becka….

Utknąłem na początku opowiadania o 17 latku…nie mogę zrobić choćby kroku do przodu, jakby ktoś mnie trzymał za nogi. To że wyczerpały mi się pomysły na opowiadania, jest oczywiste.

PODYSKUTUJ: