sobota

wczoraj kąpiel, jak w zimnym ukropie, ale dobrze to robi na głowę.

Niemal 200 złotych zapłaciliśmy w smażalni ryb, za smażone ryby właśnie, to były tylko trzy porcje, ja wziąłem chodnik. A to była stosunkowo tania smażalnia. Może dobrze, że mam jakąś formę dyskalkulacji i nie przejmuję się za bardzo, a powinienem.

Kończę książkę Artura Domosławskiego o Ryszardzie Kapuścińskim, świetna. Wstyd, że nie przeczytałem jej gdy była wydana.

Park wokół pałacu w pobliskim Choczewie. Piękny obiekt, piękne są też stajnie, pałac z początku ubiegłego wieku, za Polski Ludowej popadł w ruinę. Kupił go zamożny przedsiębiorca i zamienił w luksusowy butikowy hotel, jest też duża stadnina koni. Odbywają się na tym terenie zawody jeździeckie. Piękny obiekt. No i ten park pełen starych drzew różnych gatunków.

Jak co wieczór biesiada w altanie. Witek, profesor matematyki jutro wraca z rodziną do Zielonej Góry. Chłopcy tracą kolegę, ich syna Franka. A świetnie się z nim odgadują. Co wieczór chodzą do pobliskiej smażalni ryb „Perełka”, gdzie biesiadują, z miejscowymi dziećmi. Dwie dziewczynki, wnuczki naszych gospodarzy pracują w tej smażalni. Jak bardzo miejskie stały się wiejskie dzieci, jak zatarły się różnice.

Dzisiaj był dzień bez plaży , bo średnia pogoda, zagrożona opadami deszczu.

PODYSKUTUJ: