sobota

Zepsuła nam się lodówka, coraz więcej rzeczy w domu nam się psuje, zmywarka, piec do gazu,pompa do wody, odkurzacz, kosiarka do trawy, posypał się nasz drugi samochód. Po prostu już nadszedł ich czas. Tyle żyją przeciętnie w naszych czasach techniczne urządzenia. A co z nami, ze mną, też już czas i psuje mi się to i owo. A co do urządzeń domowych, to zawsze psują nam się one złośliwie przed weekendem. A ja czuję, że rdzewieję. Założenie skarpetek staje się wyzywaniem, bo nawala mi biodro, chociaż z nim trochę lepiej, myślę nawet o tenisie.

Wczoraj w aptece, ze smutkiem kupuję taką ilość leków, aż trzy na moją depresję, plus ciśnienie, cholesterol. To cud, że psychotropy utrzymują mnie po stronie światła. Jestem im za to serdecznie wdzięczny.Te wszystkie pigułki powodują, że żyjemy o tyle dłużej. Błogosławione więc i przeklęte, bo to kiepski interes żyć za długo.

Dowiaduję się niespodziewanie, że premiera mojej powieści „Arytmia i kwarantanna” ma być 17 czerwca. Fatalnie bo 19 czerwca wjeżdżamy na tydzień nad jezioro, na Suwalszczyznę. Trzeba przesunąć druk, może uda się na wcześniej, tak byłoby najlepiej.

Wilgotno, popaduje, ale zmusiłem się do spaceru, bo rdzewieję. Nasz las pusty, i widzę, że nawet mało śmierci, zdołałem wszystkie wyzbierać. To jest najbardziej sensowna forma patriotyzmu.

PODYSKUTUJ: