sobota

w pobliskim warsztacie samochodowym, gdzie leczy się mój staruszek Citroen, Rajmund, właściciel, dosyć młody, z aparacikiem na zębach, zatrudnia dziesięciu mechaników. Ma w sobie coś sympatycznego, nawet ujmującego. Od razu wiedziałem, że taki człowiek nie może być pisowcem, to zwykle można poznać po wyglądzie, po sposobie zachowania.Więc zagajam i rozmawiamy jak jest obrzydliwie. Byłem pewien, że świetnie zarabia, ale skarży się, że to na granicy opłacalności.Coraz większe podatki, wszystko coraz droższe, rośnie biurokracja. Mówi „w tym kraju”, a więc wraca „w tym kraju „, popularne westchnienie w minionej epoce.

Wczoraj przed zaśnięciem, narodziny wiersza. I z nim odpłynąłem w sen.

Z dziećmi w Promenadzie, oni do kina, a ja piję kawę, czytam gazetę i słucham „Panią Bovary”, obmywany przez tłum. I dobrze mi. Przedtem kupujemy telefon dla Antosia, przez niego wybrany i wymarzony. Cieszę się jego radością, czasami mi się zdaje, że już tylko świecę światłem odbitym.

Zmarł Ludwik Stomma, wiedziałem, że umiera, ale śmierć jest zawsze zaskoczeniem. Zdążył mnie jeszcze brutalnie zaatakować w „Przeglądzie”, ale nie czuję do niego żalu. A przecież śmierć nie zawsze unicestwia niechęć i żal.

PODYSKUTUJ: