Poniedziałek

Kiedy ktoś ma 90 lat, odejście wydaje się czymś naturalnym. A jednak nie mogę się z tym pogodzić.

Wajdę poznałem w 1980 roku. Napisał do mnie list po moim reportażu ze strajku w Stoczni Gdańskiej.  Prosił o spotkanie I spotkaliśmy się wtedy. ( jest po północy , więcej napiszę w poniedziałek po południu.)

U Wieśka w Iskrach, mówimy o mojej książce o Iwickiej, i jak trudno wydawcy odrzucać książkę znajomego, to nie mnie dotyczy.

Wajda? Organizował polską świadomość zbiorową. Był zawsze patriotą, nigdy nacjonalistą. Nie tylko robił świetne filmy – czasami coś mu nie wychodziło, jak każdemu reżyserowi, film to dzieło o zbiorowe i musi w niego wstąpić duch, a czasami czas jest bezduszny – ale też świetnie myślał i mówił. Bał się Polski narodowo-katolickiej i niestety doczekał jej triumfu. Wiem jak się tym martwił. A oni uważali go za wroga. Teraz poleją trochę łez krokodylich,  tyle ile wypada. Ale gadzinówki prawicowe na pewno wyleją na niego pomyje.

Kilkanaście razy spotykałem się z nim w różnym czasie, w różnych miejscach i okolicznościach. Czasami dramatycznych. W nocy w przeddzień stanu wojennego Wajda odwiedził region Mazowsze „Solidarności”, gdzie wtedy pracowałem. Było pusto, Zbyszek Bujak był w Gdańsku, gdzie trwały narady przywódców związku.  Wajda był poruszony i wstrząśnięty sytuacją, to było po ataku sił specjalnych na szkołę pożarniczą. Był pewien, że oni zaatakują. Chciał ostrzec, był pewien, że oni to zrobią.  Nie miałem kontaktu z Bujakiem, poza tym byłem pewien, że się myli. Pamiętam jak odprowadziłem go do drzwi, stała w nic mroźna noc. Mówię mu, nie mogą tego zrobić, nie będą zdobywać wszystkich zakładów pracy. On na to jak zdobędą kilka, to wszyscy zrobią tak. I podniósł ręce do góry.Pomyślałem, jak słabi są artyści, nasi robotnicy nie poddadzą się. Jak byłem naiwny? Kiedy  w nocy wprowadzenia stanu wojennego, bardzo mnie kusiło by obudzić Wajdę. Dobrze, że nie zrobiłem tego. Po ludziach zwykle zostają nam wrażenia i Male scenki wyraźne, jak nakręcone na filmie. W Szwecji pod Goteborgiem mały festiwal jego filmów. Niewielki ośródek, fiordy, listopad, okrutnie ponuro. On staje w oknie patrzy i mówi – nic tylko się powiesić. W Sztokholmie, gdzie w Teatrze Dramatycznym  wystawia sztukę Strindberga. Stoimy na przeciw złotych drzwi starego teatru, opowiada mi, że przed chwilą widział drzwi gabinetu z napisem Ingmar Bergman. Jestem w żoliborskiej wilii Wajdów. Przywiozłem tam Czesława Miłosza. Wajda bierze go na bok i naradza się z nim jak zrobić film Pan Tadeusz, słyszę, że Miłosz jest bardzo sceptyczny.

Po raz ostatni widziałem Krystynę i Andrzeja w kinie Atlantic…Pół roku temu ? ….pokaz kolorowanego dokumentu o powstaniu. Próba sfabularyzowania dokumentu. Bardzo to im się obojgu nie podobało. Siedzieliśmy potem w pokoiku na górze, przybył reżyser i producent, a Wajda ani słowa. Byli przerażeni. Potem Wajda do mnie – wychodzi na to, że jedyny prawdziwy film o powstaniu, to był mój „Kanał”.

W reżimowych Wiadomościach, pierwsza wiadomość, przez  kwadrans – helikoptery. A tam masę insynuacji i kłamstw. Boże jacy oni są obrzydliwi!  Śmierć artysty na drugim miejscu. I tak dobrze, że nie wylali na niego kubła pomyj.

PODYSKUTUJ: