poniedziałek

O 9 budzi mnie telefon, oczywiście Józek Kurylak, czy dostałem jego wiersze przesłane mailem, nie ma pojęcia co to jest komputer, żona je przesłała. Mówię, że tak, że podobają mi się, co nie wiem czy jest prawdą. On zawsze bardzo szybko się żegna, co mi się podoba. Zasypiam, w chwilę potem telefon z otwockiego szpitala. Operacja biodra, najbliższy termin w marcu. Nieprzytomny mówię, że wolę w listopadzie. Po prysznicu dochodzę do zmysłów, i dzwonię, że marzec to świetny termin. Do profesora, który będzie mnie operował czeka się pięć lat. Zadziałała legitymacja kombatancka, a może też moja książka, którą lekarz ode mnie dostał. I że wymieniliśmy się wzajemną gorąca niechecią do PiSu, to bardzo zbliża. Mam mieszane uczucia wobec tej operacji, jest konieczna. Nie boję się samego zabiegu, a długiej rekonwalescencji. W szpitalu jest się tylko trzy dni, ale to też mi się nie podoba.

PODYSKUTUJ: