poniedziałek

Telefon do Leona Neugera, przyjaźnił się z Zagajewskim. Głupia ciekawość na co umarł, jakby miało to znaczenie, no…. dla Adama miało. Zapalenie śledziony. Sam Leon ledwie żywy, był w szpitalu, uszkodzone płuca, wszystko uszkodzone, cudem, mówi, go wyciągnęli. Niedawno w swoim mieszkaniu upadł. I nie mógł wstać. Po prostu nie mógł. Wezwał straż pożarną.

Sypie się moja generacja, Adam był o pięć lat odemnie starszy, Leon jest chyba o dwa.

Spacer do sklepu, znowu widzę, że prawie wszyscy chodzą szybciej ode mnie, zwalam to na biodro, na razie zaraza i nic z tym nie mogę zrobić. Bardzo brakuje mi tenisa.

Zarwało się pode mną łóżko, ma metalowy stelaż, bo to kanapa. Nadaje się do wyrzucenia, zostawiam tylko materac i śpię teraz na nim. I są drobne problemy ze wstawaniem, znowu przez biodro.

Mam już felieton do Przeglądu, okropnie to zabrzmi, ale załatałem dziurę tysiąca znaków śmiercią Adama. Dzisiaj trochę się jeszcze o nim mówi, a potem puste miejsce zaleje milczenie. Ceniłem jego wrażlwość i inteligencję, ale jego wiersze zupełnie nie przmawiają do mnie.

Jutro przez sporą część dnia ma nie być prądu, trudno nie myśleć o tym z wielkim niepokojem, wszystko mamy na prąd, nawet wodę, ogrzewanie. Moje myśli też zdają się zasilane prądem.

PODYSKUTUJ: