Piątek, czyli sobota za pasem

Wczoraj nędzny dzień, zagarnęła mnie czarna chmura. A dzisiaj już nieźle. Tak to ja bardzo proszę, tak mogę, a nie na miesiące.

Na Powązki, w końcu zamykam sprawę liter na grób mamy, napis „poetka”, plus jedna litera, która odpadła od wiersza ojca na płycie. Ciągnęło się to niemożliwie długo, jakby coś się uwzięło…

Dzieci na weekend do cioci, przychodzą się do mnie pożegnać, te uściski, te pocałunki, dla tego warto żyć.

PODYSKUTUJ: