Dzień małych katastrof. Słabnie nam ciśnienie wody, aż przestaje lecieć woda z kranów. Mamy studnie, okropnie niewygodną do schodzenia, gdzie jest instalacja i filtry. Coraz trudniej mi tam schodzić, co mi też uświadamia, że się starzeję. Zmieniam filtr, ale nie pomaga. Pod pokrywą studni mrówki założyły sobie gniazdo. Tysiące białych jajeczek, labirynty z ziemi, którą naniosły. A muszę to zniszczyć, jakbym burzył brutalnie całą cywilizację. Straszne. Elektryk przyjedzie dopiero wieczorem.
Nie chce ruszyć nasz drugi samochód, staruszek, akumulator mu chyba siadł. Pożyczam od sąsiadów prostownik.
Autoryzuję wywiad jaki zrobiła ze mną do Newsweeka Renata Kim. Niewiele mam do poprawy. Więc bardzo dobrze to zrobiła, zwykle wiele poprawiam w wywiadach. Uprawiam w tej rozmowie ekshibicjonizm ostateczny .
Znowu podsypiam w ciągu dnia, to jednak objaw depresji. Niech to szlag trafi. A wieczorem tenis.
Pompa nam zdechła. Brak wody to koniec świata. Ale elektryk podłącza nas do sąsiadów.
Tenis w Radości. Dobrze mi się gra, jakby na przekór samopoczuciu. Gramy na punkty i nawet wygrywam kilka gemów. Poczucie odzyskiwania panowania nad światem. Nie ma większego złudzenia, ale jest ono koniczne by jakoś żyć.