piątek

Do Konstancina, po raz pierwszy jadę nowym mostem południowym, i niedawno oddaną do użytku autostradą,która na razie kończy się w Wilanowie. Zostawiam rodzinę na konstancińskim deptaku, a sam jadę niedaleko, do powstające galerii Artura Krajewskiego. Ma on prace Piotra Krosnego ściągnięte przez ze mnie ze Sztokholmu , o którego się troszczę , o którego walczę. Na razie, dawno temu, sprzedał się jeden jego obraz i więcej nic. A Piotr, świetny malarz, klepie biedę. Osobliwe, że w Szwecji. Oglądamy obrazy, potem kawa, jest kilka miłych osób przy białym stole na tarasie.

Jadąc widzieliśmy łosia, łaził sobie między domami na trasie dojazdowej do Konstancina. Mam takie wspomnienie z dzieciństwa. Ojciec poruszony odchodzi od telefonu, dzwoniła redaktorka, że w wyborze wierszy przygotowywanym w wydawnictwie, jest w jednym z utworów zdanie: „Łoś który już lasach naszych nie żyje”. A łosie, co prawda wtedy jeszcze nieliczne, były już w naszych lasach. Ojciec zdawał się bardzo strapiony, że musi przerabiać wiersz.

PODYSKUTUJ: