czwartek

W Iskrach u Wieśka Uchańskiego, biorę cały plecaczek książek od niego, też autobiografię Tomka Łubieńskiego, heroiczną, bo pisaną w strasznym stanie w jakim ledwie żyje, jakaś forma Parkinsona w zaawansowanym stadium, jest już od dawna na wózku inwalidzkim. Nie widziałem go dawno, i nawet strach mi go zobaczyć. Ale po lekturze książki ośmielę się do niego zadzwonić. Myślę, że pisanie daje Tomkowi siłę do dalszego istnienia. Z Wieśkiem jak zawsze serdecznie, ale nie tam intymnie jak zwykle. Jako, że ciągle przyjmuje ludzi w swoim pełnym obrazów wielkim salonie, wie wszystko ze sfery plotkarsko obyczajowej, ja mu dostarczam nowych informacji, on dzieli się tym co wie.

Jem zupę w pobliskiej, niedawno otwartej wietnamskiej restauracji, jeszcze nie wiem jak ją ocenić. Na pewno jest powyżej zwykłych barów wietnamskich.

W domu taki spokój, aż zaczynam odczuwać niepokój.

Leje, deszcze bębni o dach, taki letni wieczorny deszcz, o ileż bardziej optymistyczny niż jesienny.

PODYSKUTUJ: