spacer po okolicy, czyli las, trochę ludzi z pasami, ale generalnie to pusto, więc zupełnie bezpiecznie. Ślady po okopach nie wiadomo jakiej wojny, po latach już tylko małe wgłębienia w ziemi, biegnące tu i tam, czasami jakby zarośnięty lej po pocisku. I po co to było, te obłędne zabawy mężczyzn. I mamy też ogród. Luksus takiego mieszkania w czas zarazy. Już dwójka moich znajomych na kwarantannie.. Pawełek ma osłabiony organizm i sam się na nią skazał, już dosyć dawno. Joanna w Cieszynie nauczycielka polskiego zetknęła się w uczennicą, która miała styczność zarażonym. Pełna niepokoju. Nie ma we mnie nic niepokoju, więc łatwo mi uspokajać i robię to przekonująco. Z Pawłem ustalamy, że premierę „Domu pisarzy” , przekładamy na wrzesień. Smutno mi, ale nie ma rady. W maju też książce groziło by, że przepadnie, nie wiemy jeszcze jaki będzie maj.
Wystarczy, że zapadają się w teraz ciszę „Opiłki i okruszki”. Dołączają do innych moich książek, które wpadły w studnię Los, pech, a może mój brak talentu. Nie ukażą się na pewno też teraz, moje felietony do Newsweeka , w zbiorze pt „Mimo wszsysko”. Ale miliony ludzi ponosi większe straty niż ja, więc przyjmuję to ze smutnym spokojem.
Paweł w rozmowie ze mną wspomniał, że chciałbym wznowić szybko „Dziennik zarazy” Daniele Defoe. Mam tą książkę i nawet bez ją trudu znajduję na półce, a nie łatwo u mnie coś zleźć. Od razu pomysł by o tym napisać felieton na koniec miesiąca do Zwierciadła, a nie o Victora Frankla „Człowiek w poszukiwaniu sensu”. Nawet jak ten tekst ukaże się za dwa miesiące, będzie na czasie. To niezwykły dokument, rodzaj literackiego reportażu po latach z epidemii dżumy w Londynie w roku 1664. Od razu znajduję w dzienniki Samuela Pepysa opis dżumy w tym roku w Londynie. Pepys przeżył w Londynie Dżumę, świetny opis, jak to u niego zawsze. Defoe miał wtedy pięć lat, więc jego dziennik, to wytrwała praca reportera, studiowanie dokumentów dokumentów, a wierzy się, że tam był, wszystko widział. Pionierska proza.
Wymiana opon u pana Mariusza jak zawsze u niego o polityce, mówimy jak to pobabrańcy zepsuli nam radość wolności. Więcej o tym, niż o epidemii. Zatruli nas, mówi dokręcając mocno śruby kół, aż samochód się kołysze.
Termin, który robi teraz wielką karierę, ” sytuacja jest dynamiczna”.
Zamawiamy jedzenie w pobliskiej indyjskiej restauracji. Właściciel Hindus, mówi że jest bliski bankructwa i pewnie wkrótce ją zamknie.
Znajoma pisze: dzieci, które nie chorują ale zarażają, koszmar. Delfiny w Wenecji. Natura upomina się o prawa, które jej zabraliśmy. Z Onetu: W Hiszpanii za nieprzestrzeganie ograniczeń w wychodzeniu z domu karane jest grzywną w wysokości od 100 do 600 euro. W takiej sytuacji właściciele psów na terenie całego kraju znaleźli sposób na łatwy zarobek, oferując wypożyczanie swoich pupili na długie spacery.W cenie od 5 do 25 euro można znaleźć „grzeczne” psy, „aby wyjść na codzienny spacer bez ograniczeń”. „Możesz obejść nakaz zamknięcia i wyjść na ulicę nie narażając się na kary” – zachęca jedno z ogłoszeń oferujących „psy duże, małe i średnie, z dowozem do domu”.W Pampelunie wypożyczają „psa na kwarantannę” za 25 euro. W okolicach Murcji psy są tańsze, już za 5 euro można wypożyczyć „bezproblemowego” psa Rambo.W Saragossie właściciel oferuje suczki w cenie 10 euro za godzinę spaceru, a z obywatelskiego obowiązku dodaje gratis plastikowe woreczki na odchody. W Walencji za 20 euro można wypożyczyć psa myśliwskiego, aby „pobiegać i nie zostać ukaranym grzywną”. Jaki pisarz by coś takiego wymyślił.