środa

mieszkamy w Międzylesiu, trochę jak na wsi, trochę jak w małym miasteczku, chociaż administracyjnie to Warszawa. Więc jadąc wczoraj do centrum czułem się tak, jakbym wjeżdżał w strefę skażoną wirusem. Nie było jednak zwłok na chodnikach. Mimo, że zbliżała się godzina szczytu, nigdzie korków, spokojnie, jak w niedzielę. I pusto w autobusach.

Epidemia zbiegła mi się mało fortunnie z moim kryzysem pisarskim. Mam 40 stron nowej powieści, ale nie podoba mi się to co napisałem. Muszę jej za chwilę zamknąć ” drzwi” i zrobić z tego długie opowiadanie.

Kończę poprawiać felieton do „Przeglądu”, zaraz go wyślę. Co tydzień, od tylu lat, wcześniej co miesiąc, opisuję świat i podaję swoje „flaki na gorąco”.

PODYSKUTUJ: