Przed południem tenis. Patrzę jak kortem idzie Łukasz, z siwą brodą, przygarbiony ciężarem życia, to ja też tak staro wyglądam? Łukasz, wybitny malarz.
Dzieci w domu, więc napięcia, orkan Fryderyka niedaleko.
Zbiegi okoliczności. Dzwoni o mnie K. Mieszka niedaleko w Międzylesiu. To miła osoba, ale wampir energetyczny, więc odbieram z trwogą. Sporo czasu jej zabiera by wyjaśnić, że dzwoni dlatego, że kupiła za złotówkę w międzyleskiej bibliotece książkę Marii Szypowskiej, biografię Konopnickiej. A w niej jest dedykacja autorki dla mojego ojca. Znalazła też miedzy karkami jakieś stare pismo urzędowe do mojego ojca. Po chwili konfuzji już wiem. Niedawno oddałem tej bibliotece dwa wielkie kartony książek. Musiałem przegapić, że jest książka z dedykacją dla ojca. Trochę smutno, że oddają książki, które im dałem. A książki nie będę odbierał znajomej, los tak chciał.
Też przypadkiem dowiaduję się, że padają ranni lub zabici znajomi, czasami do lat niewidziani jak Wiesiek Rosocha. Świetny grafik. Robił kiedyś okładkę dla moich wierszy „podziemnych”. Mignęła mi na fejsie informacja, że zbierane są pieniądze by mu pomoc, kosztowna rehabilitacja po poważnej operacji.
Śnieg pada, odsłoniłem panoramiczne okno na taras, zapaliłem na tarasie światło, bajeczny obraz zimy, drzewa w grubych białych futrach. Jak we śnie – powiedział Franio.