cicha sobota

no i jestem na dnie…leżę przez cały dzień jak kłoda, która utknęła w czarnym strumieniu myśli, sporo śpię, drzemię, stan hibernacji. Ale w bólu duszy. Gdyby tak można było roztopić się w powietrzu bez śladu. Głębokość tej zapaści sugeruje, że to na dłużej, a każda chwila boli.

Małe cierpienie może wzbogacać duszę, duże powoduje ogłupienie. I ja tak teraz głupieję.

Wieczorem też nie mam odpuszczenia, ale ciut lepiej. Rozmowa przez telefon z psychiatrą, nowe leki, nowe eksperymenty na moim mózgu. A on już taki udręczony.

Strach przed własnymi dziećmi, przed ich energią. Jakie to smutne, że co powinno być radością, staje się utrapieniem.

PODYSKUTUJ: