wczoraj dzień małej zapaści. Dałem do sklejenia dwa krzesła z Iwickiej , jedno na którym siedział ojciec pisząc swoje wiersze i książki. Żeby można było tak kleić duszę.
Dzisiaj na marsz proeuropejski, z miłymi sąsiadami i z trójką ich dzieci. Najpierw problem z ich psem , który miał też jechać na manifestację, ale uciekł i nie chciał wrócić, nawet nęcony kiełbasą z mojej lodówki. W końcu uległ. Dobijamy do pochodu na Nowym Świecie. Sporo ludzi, wyją trąbki, powiewają sztandary Unii Europejskiej. Ustawiam się w samym ogonie marszu, tam bardziej luźno, a ja nie lubię tłoku. Kilka osób mnie rozpoznaje i mówi mi dzień dobry. Zawsze jestem zakłopotany, bo a nuż kogoś znam, a nie poznaję. Tak mam, że nie pamiętam twarzy. Na Nowym Świecie na balkonie stoją znajomi z klubu dyskusyjnego, gdzie czasami bywam i krzyczą przez megafony. Za to na schodach kościoła św Krzyża, malutka radiomaryjna grupka z obelgami na tekturkach . Tłum za to gwiżdże na widok wozów TVP. Ten tłum jednak jest bardzo inteligencki, stosunkowo mało młodzieży, co może martwić. Jakby nie interesowało ich jaka Polskę po nas odziedziczą.
W kawiarni na Rynku Nowego Miasta umawiam się z M. Powrót tramwajem i autobusem, bardzo przyjemnie. Częściej jeździć środkami lokomocji publicznej.
Odsłuchuję dwóch audycji o domu na Iwickiej , z 89 roku. Żyli jeszcze dozorcy Badowscy, żyli pisarze, Żuławski, Marian Brandys i mówią w tym programie. Są nasz głosy, wtedy dzieci. Wszyscy dorośli już nie żyją. (nieprawda,żyje architekt Stasio Wyganowski, ma 100 lat) Uderza jak żywe są głosy ludzi, bardziej niż twarze. Głos pamięta się najlepiej, budzi postacie i wspomnienia. Kilka wspomnień przyda mi się do książki.