poniedziałek

na pogrzebie Jurka Modraka, cmentarz ewangelicki na Żytniej. Brzydka dzielnica, ale cmentarz  mały, przytulny i  ładny. Wiele starych grobów. Liczne napisy już zatarte, a przecież były wyryte w kamieniu. W jakimś zakątku olśnionym słońcem, wysyp niebieskich kwiatków, połamane kolumny pokryte mchem, jakiś kamienny ułamek obrośnięty starym platanem. Ależ to romantyczny obraz. Mówię Ewie, możesz mnie tu pochować, ładnie tu.  Skromna msza w malej kaplicy. Synek Jurka ma osiem lat, zachowuje się jakby jego to nie dotyczyło, ale podobno przed kremacją żegnał się czule z martwym. Dzieci lepiej sobie radzą ze śmiercią niż my.  Urna z prochami wmurowana w ścianę. Poproszony przez Kasię mówię kilka słów, Jurek był fotografem artystą, mamy dwa jego obrazy w sypialni. Stypa w pobliskiej restauracji. Jurek mieszkał długo w Szwecji, stąd jego znajomi z tego kraju. R.operator filmowy ze Sztokholmu, ja oczywiście go nie pamiętam, ale on mnie zna. Tylu mamy wspólnych znajomych .

Dotykam pierwszych listków, które nieśmiało wykluwają się z pąków.

Tenis, dojeżdża Karol Strasburger. Nędznie grałem, mając z tego tenisa więcej zmartwień niż przyjemności.

Antoś ma jutro spowiedź. Bardzo tym podniecony.

Franio przychodzi mnie pocałować, bo dostał piękne kredki, mieszkające na dwóch pietrach metalowego pudełka. Szczęśliwy. Leży teraz na podłodze i rysuje. Nie ma żadnego problemu z wymyśleniem tematu. A ja się tak męczę.  Szukam tematu do nowej powieści. I zdaje mi się, że nie dam rady niczego wymyślić.

PODYSKUTUJ: