z Dziennikami Dąbrowskiej, już rok 1955, zasypiam po drugiej w nocy, więc wcześnie jak na mnie, ale budzę się późno i w ciągu dnia przysypiam, jak niemowlę lub starzec. – Kończysz mi się – mówi Ewa. Chyba żartem. A ja nie rozumiem swojego mózgu, bo nastrój mam pogodny i nie depresyjny.
List od Krysi ze Szwajcarii, zapraszają z Grzegorzem w lipcu do ich domu w miasteczku pod Bernem, ale też do ich domku w wysokich Alpach. Grzegorz Rosiński robi jakąś nową komiksową serię. Mój wywiad z nim, dopiero teraz idzie w najbliższym numerze „Przeglądu”, Zwierciadło nie chciało tej rozmowy, dziwne.
Zima na całego i słońce, u nas na „wsi” jest pięknie. I trochę nie do wiary, bo już pachniało przecież wiosną.
Przed chwilą przeglądałem książki Marii Dąbrowskiej z księgozbioru rodziców. Znajduję dramat „Bogumił Stanisław ” z dedykacją Dąbrowskiej dla Juliana Przybosia, z roku 51. Skąd ta książka u ojca? Musiał ją od Przybosia pożyczyć, wtedy przyjaciela, potem największego wroga. W innej książce znajduję kartkę wycinankę, od Wisławy Szymborskiej. Staram się teraz oddawać książki, które zdają mi się niepotrzebne, bo książki mnie zjadają, ale muszę być czujny, bo w nich są czasami skarby.
U Iwonki i Pawełka na Żoliborzu, zobaczyć ich i ich mieszkanie po niemal dwuletnim remoncie. Remont z przygodami, ale to reguła. Nie znam nikogo, kto by przeszedł taki remont bezboleśnie. Mieszkanie bardzo odmienione i piękne, widać rękę profesjonalnego dizajnera. Dużo bieli i szarości. Franio świetnie bawił się ze swoim rówieśnikiem Maurycym, z którym rozegrałem partię szachów, po raz pierwszy po pół wieku. I wygrałem. Z ośmiolatkiem, też mi sukces. Wstyd, bo odczułem nawet coś w rodzaju satysfakcji. Konieczne nauczyć swoje dzieci grać w szachy, do czego nie mam nic cierpliwości.
W czasie tego spotkania ani słowa o polityce. Mamy bliźniaczo takie same zdanie i jesteśmy jednako śmiertelnie zmęczeni stanem rzeczy.