Poniedziałek

Kilka dni  nie pisania… finiszowanie z tekstami.  Na  dwa dni przenosiny w miejsce dziwne, bez internetu .  Coś w rodzaju faweli z Rio,  widokiem na  luksusowy hotel, przed chwilą opuszczony. Cudowna zmiana ról…Właścicielem jest  jakiś kudłaty  Niemiec . Obok domków z dykty, króliki, kozy  łażą po dachu tych z betonu,  inne zwierzaki w klatkach …jakieś  instalacje,  czasami zabawne,  stary motorower  z fotografią Jaruzelskiego  i Ulbrichta na zardzewiałym baku..I Niemcy tu w przewadze, jak to się kiedyś  mawiało lumpenploretariat, na ogół pijani.  A Polacy trzeźwi, tak się porobiło . Finał Wembley, w niemieckiej też knajpce   z widokiem na morze…bez dźwięku bo gadanie byłoby po niemiecku.  Wszystkie moje emocje  45 lat grania w tenisa skupiły mi się nagle w tym meczu…szczególnie w drugiem jego secie. Równie nie spodziewałem się, że dożyję  Polki  w półfinale  Wimbledonu, jak ciemnoskórego prezydenta USA.

PODYSKUTUJ: