Krospondencja Krzysia z Toronto

Wczoraj na mym ulubionym jadle – chłodnik z ziemniakami posypanymi skwarkami i swieżym koperkiem (mogę jeść to niemal codziennie), w polskiej restauracji „Polonez” na Roncesvalles. Przy stoliku, obok.  trzech mężczyzn, Polaków, najpewniej z Warszawy,   stolica stale przewijała w  rozmowie. Jeden w moim wieku, dwaj pozostali trochę młodsi. A więc roczniki powojenne. Gdy podchodziłem do stolika zlustrowali mnie   z niechętnym zdziwieniem . Typowe – brak  pogodnego oblicza. Jakby spłoszeni  mą pogodną  twarzą i że nie jestem spięty  .  Znam  owe spojrzenie z Polski…… Rozmawiają – o roku 1939, o manifestacjach patriotycznych w roku 1937, o wybudowaniu kopca pamięci gdzieś pod Warszawą by cos uczcić, nie dać zapomnieć. Nie dosłyszałem co. O tym, że kiedyś na błoniach potrafiło być sto tysięcy ludzi a teraz….A jak to ładnie wygląda. taki  pokaz jedności i siły narodu. Sto tysięcy równa się naród. W niektórych okolicznościach nawet pięć lub dwa tysiące,  to już  naród. Klęski przeplatają się z cierpieniem, mówią o zagrożeniach, podstępach, spiskach, o tym, że niedlugo przyjdzie PiS i zrobi porzadek, wyczyści i wszystko wyjaśni. Język napięcia,  nieustannej konfrontacji, język wojny. Nie ma język pokoju,  miłosierdzia,  porozumienia. Ziemniaki zaczęły mi stawać w gardle. Przez pół godziny nie padło ani jedno pozytywne słowo. Ani skrawka   radości. Przez pół godziny nikt  się nie roześmiał. Niczego w sensie pozytywnym – że zmora minęła, że generalnie jest całkiem nieźle w porównaniu do kryzysu w wielu innych krajach Europy. Zgorzkniali, wszystko wiedzący, upierdliwi malkontenci. Marudy „patriotyczne”,  z pionową kreską zatroskania na czółku. Przegrani za młodu, wkurwieni na starość. Pomyślałem:  zatruwają strasznie środowisko – najpierw swoje rodziny, potem otoczenie najbliższe w pracy, potem na tych manifestacjach, gdy – tymi ręcami – sypią kopce, drą szaty, rozdrapują rany, oddają hołdy, niuchają spiski i….I życie im przecieka przez palce, rozmienia się w pył trwania, w proch sypiący się z zadów w wieku dojrzałym. Cali z bólu i okropnych przeżyć. NIESWOICH. Polscy zawodowi konformiści z hodowli homo sovieticus i narodowych plastrów pamięci. A ponieważ cała elita narodu zginęła w Smoleńsku oni są teraz awangardą. W nich tylko nadzieja na lepsze jutro. Na szczęście potem jest pojutrze……////

PODYSKUTUJ: