środa

środa

      O tym, co najważniejsze zwykle nie piszę… wczoraj przecież pół dnia przespałem… okropnie będąc przeziębionym… i fatalne samopoczucie – już biegnąc za  autobusem czułem,  że mam płuca w ustach, i że "na amen" się przeziębiam…Takie pół dnia w stanie sennym, więc pół-rzeczywistym, jakie to doniosłe…   Śpię rano, kiedy Antoś wskakuje na mnie jak w siodło… po chwili wtargnięcie Ewy z Frankiem na ręce… rozjuszona… Antoś uciekł, a śniadanko stygnie. Jakie gwałtowne przebudzenie!     Czytam wiersze Stanisława Grochowiaka..  kilka świetnych. Kolejny zapomniany poeta…    Książka Riley Fitch o Anais Nin, kupiona w Krakowie… po lekturze jej dzienników… dla mnie fascynująca… Jak się spodziewałem, te dzienniki w druku zupełnie wykastrowane z seksu, który był sposobem jej istnienia, uprawiała go bez miary i nałogowo.. Wykorzystywana seksualnie przez ojca… i okaleczona przez to. Uwiedziona i odrzucona… uwodziła potem nieustannie mężczyzn no i w ogóle…świat… Pisanie jako lekarstwo na  życie – świetnie to rozumiem…   Dramatyczny telefon ….sąsiadka mieszkania, które wynajmujemy…skarży się, że młodzi, którzy tam mieszkają uprawiają seks tak hałaśliwie i długo, że tego nie da się wytrzymać. Oburzona mówi: „Co z brak kultury, żyjemy przecież w cywilizowanym kraju!!!" Myślę, seks, jak rzadko go widzimy u innych – jak często słyszymy… i zdumienie: to inni też… i tak to dramatycznie słychać!?! Skrzyp łóżka, rozmowa jego nóg z podłogą… westchnienia, w końcu jęki i wrzaski, jakby kogoś torturowano… Zawsze mnie to fascynowało… Zdarzyło mi się być z kobietą tak aktywną wokalnie, że zupełnie to gasiło mój zapał erotoczny… już nie mówiąc o policji, którą wezwali sąsiedzi, pewni, że kogoś morduję…Taka niezwykła ekspresja wokalna jest jednak zdecydowanie domeną kobiet… Telefon relacjonowała mi Ewa, tyleż rozbawiona, co speszona… Więc sam dzwonię do sąsiadki w nadziei, że nakłonię ją, by ponaśladowała co słyszy…nic z tego, jakaś surowa osoba… ma córkę 18 letnią i boi się, że to córce zaszkodzi… Mówię pojednawczo – jeśli córka niewinna, to może się przestraszyć seksu, że to jakieś tortury. I uraz gotowy… Pytam: czy ten proceder odbywa się po 22… mówi, że często po północy, nawet po pierwszej…Trwa to długo? – dalej pytam . …."Wie pan, młodzi są." – No tak – ja na to – "jakby to była chwila, to sama pani rozumie, nie można ludziom zabierać orgazmu…to byłoby nieludzke… A czy jego też słychać?" – pytam podstępnie? Nie.. tylko ją słychać…  jaki to brak kultury… barbarzyństwo… woła ….była w Szwajcarii – tam coś takiego… nie do pomyślenia,  po 22 nikt nie weźmie nawet prysznica… Mam ochotę powiedzieć, w Szwajcarii, są bowiem powszechnie stosowane "namordniki" seksualne tłumiące dźwięki, taka tam wysoka kultura… (jakie macie tu doświadczenia…???  bardzo proszę o komentarze…) I oto już pierwsza relacja… piękna opowieść mego przyjaciela z w Chorwacji: "Otóż przed laty bywałem służbowo w Paryżu, a zatrzymywałem się zazwyczaj w jednym z prestiżowych hoteli w pobliżu placu Vendome, a jako że byłem tam częstym gościem, miałem jakąś kartę VIP, co m.in.: oznaczało, że do pokoju odprowadzał gościa po przybyciu manager. Pewnego razu przyleciałem dość późno, a po zgłoszeniu się na recepcji, podszedł do mnie manager, tym razem urocze dziewczę, wzięła klucz i stwierdziła, że pokaże mi którędy do pokoju. Jako, że było późno, powiedziałem, że bardzo dziękuję … trafię sam. Ona, że jednak pójdzie, by zobaczyć, czy wszystko w moim pokoju…jak trzeba… Wchodzimy, tam jak w takich hotelach raczej cienkie ściany, i są drzwi łączące… Z sąsiedniego pokoju słychać głośny seks… ewidentnie made in USA – "O yes… yes Jesus Christ " krzyczy kobieta… Pani manager zmieszana – ja na to "Dziękuję madame, chyba wszystko w moim pokoju jak trzeba, a w sąsiednim… chyba jeszcze bardziej". Okazało się, że dźwięk był lepszy od obrazu, nazajutrz ujrzałem sąsiadkę, otyła, typowa amerykańska hamburger mummy. A faceta nie widziałem… ale tu zaczyna się ciąg dalszy… Odleciał rano do USA… ona została. W ciągu następnych dni, wydzwaniała późno w nocy do niego, chyba gdzieś do Kalifornii, histerycznie pochlipując i pytając głośno i w kółko "John, do you love me?! John, do you really love me?!" Co utrudniało mi sen. O drugiej w nocy nie wytrzymałem i krzyknąłem patosem amerykańskiego kaznodziei: "Yes he loves you Maam. He loves you – BUT DO YOU KNOW DO YOU THAT JESUS JESUS LOVES YOU EVEN MORE !"  I był spokój.    IIekroć zatrzymywałem się w tym hotelu, a dyżur miała urocza pani manager, to widząc mnie, zawsze się czerwieniła. "Quel domage !”
     Napisać wiersz o kolanie… kolano i jego nagość sama w sobie…I dwa kolana do siebie przytulone, podwójnie  nagie…     Dzwoni Wiesiek Uchański… czy znam Olka Gruszczyńskiego? …operatora ze Stanów …Czy znam? Co za pytanie…Wiesiek wydaje książkę Andrzeja Dobosza… i chce skorzystać ze zdjęć… z pewnej sesji zdjęciowej… Rok 68….a może 67… My z Olkiem jeszcze w szkole…chodzimy po Krakowskim Przedmieściu z aparatem, z krzesłem i z Doboszem… sadzamy go w dziwnych miejscach na tym krześle, na ulicy, przed pomnikiem Kopernika…Oto "sesja"…Sam Dobosz dziwny, chudziutki, osobliwy… Czy Olek wtedy odkrył w sobie pasję do fotografii… też filmowej? -niech sam odpowie. Od lat pracuje w Hollywood… wcześniej w Danii. Był u nas chyba półtora roku temu… nic nie wie o Franku, pewnie zdziwi się… Też bym się zdziwił …a nawet dziwię się… Pisze: "Ja zabiegany, a raczej zalatany. Robiłem film w Afryce, w Nowym Jorku, w Atlancie. Wszędzie, tylko nie tam gdzie jest mój dom. Nie było mnie w LA prawie rok cały…" Zazdroszczę..? Sam nie wiem…   Wczoraj 8 marca… pamiętam pożegnanie Olka na dworcu Gdańskim…wyjeżdżali z więzienia, jakim była Polska, do wolnego świata…  A jednak to był dramat, nie tylko nasz… ich też. Wolnym bowiem można być w więzieniu, a zniewolonym w wolnym świecie… I ten rasistowski, hitlerowski klucz, który otwierał tę ciężką, stalową i zardzewiałą bramę..   W Polsce Olek zdążył zdać na filologię klasyczną. Gdyby nie wyjechał, to uczyłby dzisiaj w szkole łaciny?

PODYSKUTUJ: