Sobota – niedziela

Sobota – niedziela

    Powrót na Maltę, jakby Gozo nie było Maltą…I na Maltę i jak do domu. Antoś stęskniony za Jeremim…   Wcześniej spotkanie z karaluchem, wielkim jak dloń, na schodach, tym latwiej wyjeżdżać…  Wymiana spojrzeń , jakby zastanwial się czy uciekać, czy rzucić mi się do gardla…. uciekł…Ptaki za to na amen obsraly nasz sampochód na parkingu, drzewo pod którym stał było dla nich wychodkiem…Nasz samochód nagle stał się biały i budził sensację, więc trochę go obmyłem,  w miarę możliwości.     Upał , szwędamy się po wyspie…jakaś zatoczka wśród skał…kąpiel to tu to tam…zawsze kładę się na plecach i kolyszę niebo…uczucie fruwania…    Juz wszedl mi w krew ruch lewostronny, radość krążenia wskami, poplątanymi uliczkami ..co chwla kapliczki i kościoły…   Prom….krótko i bezboleśnie –  jedna coca cola i Malta  …Kochana Monika wyjechala by nam pomóc do niej trafić…nisamowity labirynt,  by dojechac od jej domu…Antoś jak zwykle umiera ze wstydu na wdok Jermiego,. a tak  tęsknił… ale po kwdransie już jest OK…Co ukrywa sią za takim wstydem. Pewnie ambicja?     Woda w basenie przez te kilka dni straciła błękit i pozieleniała ..ale wskakuję…jak do stawu…    Z Moniką i jej dziećmi do szpitala , odwiedzić Gilesa…ale o tym jutro…

PODYSKUTUJ: