sobota

Odkryłem nową drogę do mojej mamy, z widokiem na przystanie Zegrzyńskiego Zalewu i na taflę wody, piękne żaglówki, zaskakująco ładnie, jak nie pod Warszawą, gdzieś tu w roku 66 byłem na żeglarskim obozie, jeszcze wtedy z wody wystawało to i owo. Droga nieuchronnie wiedzie przez Wieliszew,to też jakby „palec boży”,  widzę z okna wozu kamień z nazwiskiem mojego dziadka, tu leży ze swoimi żołnierzami, polegli w obronie Warszawy. Największy przypadek w moim życiu, to odnalezienie tego grobu, zdawało się na zawsze zagubionego po wojnie. Rok chyba 96? Szedłem z ówczesną moją przyjaciółką na spacer, miała tam domek letni. Duży cmentarz cywilny, a obok malutki wojskowy. Mówię zajdźmy też na ten wojskowy. I stał się cud .// Wychodzę z wozu, i spaceruję wśród białych krzyży, ze świeżymi biało-czerwonymi kokardkami, to po święcie. Co mu powiedzieć? Masz tu 40 lat. Ja twój wnuk, jestem od Ciebie starszy o ponad 20 lat. Twoja córka miała 15 lat, gdy żegnałeś swoją rodzinę na peronie Dworca Gdańskiego. „Mnie kule się nie imają” pocieszałeś płaczącą żonę, płakała jeszcze bardziej, pamiętała, że byłeś przecież kilka razy ranny na polach I wojny i wojny roku 20. Za to też dali ci kilka krzyży i Virtuti/// A ja muszę już jechać, by nakarmić twoją córkę, ma teraz 90 i jest lżejsza niż twój plecak, który zarzuciłeś wsiadając do wagonu. Coraz mniejsza i lżejsza, nie chce jeść, chce odfrunąć w niebyt. //

PODYSKUTUJ: