dzień zmierza do północy.
Nadal w dołku po podróży, mimo wielkiej radości z wyborczego zwycięstwa. Można więc powiedzieć, że to dołek pełen światła. Śledzę wszystko o wyborach, no i piszę bo jutro wysyłam felieton do Przeglądu.
Czekam na telefon wysłany kurierem, pełen obaw czy dojdzie. Zostawiłem go na umywalce w hotelowym pokoju, bo wziąłem dwa proszki nasenne , nie mogąc po jednym usnąć. Nie wolno tego robić. Bez telefonu może nie jak bez ręki, ale jak bez kawałka głowy. I jakby ten mały delikatny kawałek gdzieś w przestrzeni miedzy Głogowem i Warszawą. Trochę strach. Może dlatego nie pojechałem do Czytelnika, gdzie na pewno było wielkie świętowanie wyborów.
Znowu mi nie idzie felieton do Zwierciadła, tym razem o Agnieszce Holland. I wróciłem do swego „Abecadla”, po przerwie patrzę na to co napisałem krytycznym okiem.
Już w czwartek jadę do Bielska Białej, a potem do Pszczyny. Szczęśliwy przypadek, że to blisko. W Bielsku doroczny konkurs literacki dla dzieci, w Pszczynie festiwal poetycki. Będzie ciężko przy moich słabych akumulatorach. Udręką jest problem z zaśnięciem. A sen reguluje dzień.