wczoraj łagodny upał, zupełnie nie dolegliwy, kilka kąpieli w jeziorze, najprzyjemniej leżeć plecach i patrzeć jak kołyszą się chmury. I wczoraj w Sejnach, właściwie okrutnie brzydkie miasteczko z pięknym kościołem i klasztorem. Obiad w restauracji, nieustannie szokują ceny potraw.
Małe załamanie pogody, chłodniej, przelotny deszcz. Chłopcy się nudzą, powinni byś na jakichś obozach, ale za boga nie chcieli.
Mam dużo pracy, czytam „Rok myśliwego” Miłosza i pisze o nim do Zwierciadła, książka którą czytałem, wszędzie moje podkreślenia ołówkiem, ale mało pamiętam, niezwykła, tylko może być miejscami trudna dla zwykłego czytelnika. Przypominają mi się wszystkie moje spotkania z Miłoszem, wszystkie jakoś znaczące, on nadawał im wagę. Jak zmieścić Miłosza i jego książkę w 4 tysiącach znaków. Jutro muszę wysłać felieton do „Przeglądu” na szczęście już prawie gotowy. I czytam prace dzieci nadesłane na literacki konkurs w Bielsku Białej, więc jak co roku od kilkudziesięciu lat.
Poprawa pogodny, ale jedynie Franio skacze do wody. Ja się przymierzałem, ale stchórzyłem przed bólem zanurzania się.
Radość z czytania „Roku myśliwego” Miłosza. Są książki do których trzeba dojrzeć. I mam głębsze tło, moje spotkania z Miłoszem i różne sceny z nim, które wzbogacają lekturę.