wtorek

w Czytelniku, tak ciepło, tak wiosennie, a we mnie smutne cieniste pasemka. Była Anda Rotenbeg dawno nie widziana. Tomek Kozłowski z Pauliną, Tomek pytał wcześniej, czy przyjdę, chciał pogadać, niedługo leci do Kalifornii, jego skok z wysokosci 45 km materializuje się, nie do wiary. Ma juź miliony dolaraów od sponsorów, szyją dla niego kosmiczny skafander. Wpadnie jeszcze przed odlotem do Międzylesia.

Wysiadam z autobusu w Międzylesiu i wpadam na Wiktora Kulerskiego, on z laseczką, z torbą na kółkach na zakupy. Jak sie masz, pytam. Nędznie, mówi, starość. Mówi, że kupuje Zosi chodzik. A przecież, gdy spotkałem go tu, w tym miejscu, nie tak dawno temu, był niemal w moim wieku, a teraz on starzec, mnie traktuje jak młodego. „Nie tak dawno”, czyli lat trzynaście temu.

Brakuje mi na jutro 500 znaków do felietonu do Przeglądu, dawno tak nie było, ale jestem spokojny, coś jeszcze przypłynie, jakieś myśli, byle nie o Ukrainie.

Przez telefon z Danielem, Ewa moja pierwsza żona miała udar…już w niedzielę. Czemu mnie wcześniej nie poinformował, udar rozległy, jest w szpitalu na Sobieskiego. Mocno mnie to dotknęło. Te wszystkie lata razem spędzone, zdają sie mi teraz zupełnie nierealene, o wiele bardziej niż sen.

W ksiegaani na Wiejskiej widziałem ładnie wdydane, niemal apetyczne, dwa tomy dzienników Kafki. Dobrze że ich nie kupiłem, mam je w domu, wydanie z roku 1960. Są w tej książce moje zakładki i podkreślenia ołówkiem, więc czytełem a nic nie pamiętam. Teraz gdy je przeglądam, zdają mi sie nudne.

PODYSKUTUJ: