podjąłem próbę by pisać powieść, a wyszło z tego kolejne krótkie opowiadanie. Mam najwyraźniej mózg nastawiony na tą częstotliwość. A może zamiast walczyć nową powieść, skladać mini- opowiadania do następnej książki.
Lepiej z biodrem, więc na spacer do lasu. W naszym lesie mała zima. Niesie mnie fala lepszego nastroju, a nic takiego się nie wydarzyło, chemia mózgu. Na ścieżce spotykam starsze małżeństwo, kłócą się o jakieś głupstwo, scenka jakby wyjęta z „Biletu do nieistnienia”, co chwila pada słowo „jogurt”, szkoda, że nie mogę podsłuchać szczegółów.
Oglądam pierwszą rundę Australian Open, i marzy mi się powrót do tenisa, z dzisiejszym biodrem, mógłbym grać. Tylko co ono by powiedziało po meczu.
Czas przepływa mi dzisiaj międy palcami, i niczego na nich nie zostawia, tak bywa, ale dzisiaj sie tym nie przejmuję. Zresztą „dzisiaj” będzie trwać co najmniej do północy, możliwe, że drugiej w nocy. Coś może jeszcze napiszę.
Wiktor Dłuski przesyla mi wiadomość, że niewielki obraz Erny Rosenstein, poszedł za 190 tysięcy.
Pisze:” Szaleństwo! Obraz zresztą dobry, ale zdaje się, że to najmniej się liczy.” Tak teraz jest moda na malarstwo nowoczesne, piękne obrazy naszych kolorystów, można kupić za 20 tysiecy. Byłem blisko z Erną, lubiła mnie, kiedyś spodobał mi sie jakiś jej rysunek, który wisiał na ścanie jej mieszkania, zdjęła go i dała mi go bez wahania. Podobnie dała by mi pewnie jakiś większy obraz, zresztą ceny wtedy były śmieszne. Wielka teraz kariera Erny,a jej mąż, Artur Sanadeur, w końcu geniusz, zapomniany. Bardzo by się zdziwił.