wtorek

W Międzylesiu, ośmielam się nawet wysłać z poczty książkę. Zaczyna mi się udzielać powszechny niepokój, do tej pory byłem od tego wolny. Ludzie chodzą ostrożnie, jakby byli z kruchego szkła, mijają się z daleka.

Spotykam właścicielkę pobliskiego zakładu fryzjerskiego, zawstydzona, bo ubrana w dres, ze śladami farby na policzkach, zakład zamknięty, maluje mieszkanie. Rozmawiamy, jak wszyscy teraz, zachowując dystans dwóch metrów.

Kupuję Newsweek, mała ale ciepła recenzja z „Opiłków i okruszków”.

PODYSKUTUJ: