wtorek

wysyłam felieton do Przeglądu, takie od kilkudziesięciu lat co chwila wyciskanie soku z siebie, to już nawet nie jest męczące, to się zrobiło odruchowe. Czasami tryska, częściej kapie, dlatego od razu po wysłaniu pracuję nad nowym, zbieram krople…

Podczytuję „nocnik ” Żuławskiego, inspiruje mnie ten wzburzony potok słów, który nie trzymają się brzegów, ta jego narcystyczna bezczelność. Bełkot obok błysków inteligencji. Ale jakoś go lubię, lubię go mimo wszystko. Też pewnie dlatego, że on mnie lubił.

Problem, jak zacząć pisać nową książkę, jak, skoro nie wiem nawet o czym. Wiec po co? By nie cierpieć, że nie piszę. Czasami zdaje mi się, że gdybym znalazł jakieś jedno odpowiednie słowo na sam początek, to by poszło….Andrzej nie miałby takiego problemu, po prostu odkręcił by kran…

PODYSKUTUJ: