cały dzień w półdrzemce, to ucieczka od rzeczywistości, ale każde przebudzenie niemożliwie boli. Istnienie boli. Zmierzam do wieczora, wieczorem bywa lepiej.
Franio przyniósł mi do łóżka piękny rysunek, to też boli.
Wieczór jak zwykle lepszy, niemal dobry, co daje złudzenie, że to mija. Staram się w tym czasie popisać. Jutro do lekarki, co z tego, że wybitnej, nie liczę, że znajdzie coś , co mnie z tego szybko wyciągnie.
Trochę piszę, oglądam głupi film w tv, udaję, że żyję. Boję się iść spać, bo wiem, że jutro rano obudzę się w piekle.