środa –z martwych wstanie

nie wiem jak zacząć

żyję

uratowano mnie w ostatniej chwili, ale czy jestem pewien, że to był dobry pomysł?

Krysia kochana przeczytała mój wpis, chyba od razu kiedy powstał i zadzwoniła do Ewy. Ta pobiegła na górę. Siedziałem w głową na klawiaturze, myszka wypadła mi z ręki i leżała na podłodze. Wydawało jej się, że nie oddycham.

Ta dłoń z pierwszą ratą pigułek, wahająca się, od kilku dni, godzinami. Czułem się jak żołnierz, który boi się wyskoczyć  z okopu w stronę ściany ognia.

I jaka ulga, gdy już ruszyłem….by jeszcze napisać kilka słów pożegnania…i potem następną ratę. Straszne ilości pigułek, jak  mogli mnie po takiej dawce odratować. To nie było wołanie o pomoc, to było wołanie o nieistnienie.  Śpieszyłem się, chciałem zdążyć przed powrotem dzieci do domu.

Kiedy otworzyłem oczy, ujrzałem  smutno uśmiechnięte twarze Daniela i Ewy. Wcześniej  to wypłukiwanie ze mnie leków, coś z tego pamiętam…tyle walki by uratować moje życie, którego już nie chciałem, za wszelką cenę nie chciałem. Jak można było pogardzić taką determinacją.

Jak w przedszkolu, pamiętam to wielkie rzyganie mlekiem z kożuchem na świat cały, tak teraz już po głównym płukaniu, ten rzyg, który pamiętam w przebłysku świadomości z stronę pielęgniarki, która ucieka z piskiem, a ktoś mówi, to już tylko woda, a ja mówię a pewnie raczej tylko myślę – przepraszam.

Oddział psychiatryczny, gdzie teraz jestem. To nie jest wcale takie ciekawe miejsce jak się niektórym wydaje, natomiast bardziej okropne niż się przypuszcza.

Wstrząs dla organizmu był tak wielki, że na dzień minęła mi depresja, ten wczorajszy. Dzisiaj czuję jak wraca zachmurzenie i niepokój, powoli, ale nieubłaganie. Jak cudownie było wczoraj czuć się normalnie. Nawet w tym nienormalnym miejscu.

Odwiedziny Pawła, a przede wszystkim Magdy  z modemem, tu nie ma internetu..dzięki niej piszę. Do niej wysłałem ostatnie słowa… już trudne do odczytania… To miały być mojej ostatnie słowa. Biedna Magda, tyle dla mnie zrobiła i robi, a ja jej funduję taką makabrę.

Ewa z rzeczami dla mnie, aż strach mi pytać o dzieci, nie myślę o nich by mniej cierpieć.

Szalona przed chwilą weszła do mojego pokoju i ubrała się w moje rzeczy. Wcześniej łaziła naga po korytarzu, wylewająca się ze swoich brzegów i zawodząca. Tak, dostałem osobny pokój, ruderę, jak nędzną więzienną celę, ale to i tak luksus. Jakim luksusem był pawilon więzienny w Białołęce, wobec tego oddziału. Teraz zawodzi na cały oddział, a facet z wielką siwą brodą piżamie co chwila  popierduje radośnie, kładzie się na podłodze i wygłasza kazania.

W pokoju nie mogę pisać, nie ma stolika, nie ma kontaktu. Piszę w salce publicznej, ale nie mogą zostawiać bez opieki komputera, bo jest zagrożony. Ale kiedy pisze bezbronny jest mój pokój, tu nie ma kluczy.

Szalona leży na łóżku na korytarzu przywiązana do łóżka.  Już odarta z moich ubrań.

Odwiedza mnie Ewa K. przerażona tym co tu zobaczyła, a jako lekarka wiele wdziała.

Czuję jak mój organizm zaczyna dopominać się leków, brałem ich tony, a teraz nic. Jaki to musi być szok dla organizmu. Czekają aż zmaleje ich stężenie . Były kłopoty z pobieraniem krwi, odwodniłem się. Wołają na kolację. Nie mogę zostawić komputera, po za tym znowu nie czuję głodu. Zły znak.

Do tej pory miałem wolność wyboru, teraz nawet to mi zabrano. 

Znajomi trenują na mnie sztukę pocieszania. W moim przypadku to bywa karkołomnie trudne. Nawet odgłosy tego oddziału, które słychać przez telefon budzą grozę. Ale najważniejszy jest mózg, który nie dostaje swojego pokarmu.

Wyjąca na korytarzu nie traci wigoru, dopiero kiedy milknie na chwilę, cisza ujawnia swoje tajemnice.

Uduszenie dwójki chorych bardzo poprawiło by warunki życia na tej okrutnej planecie. Ale główny problem, to mój mózg i jego głód narkotyków. Strumień niepokoju płynie coraz bardziej wartko.  Zatacza koło w brzuchu i pędzi ku głowie.

Nie chciałem dzisiaj rozmawiać z dziećmi, też blokuję myślenie o nich. Miłość owinięta w kolczaste druty.

Każą mi tu oddać komputer o 22, bo cisza nocna. I komputer ma kabel, a na kablu można się powiesić. Poeta powiesił się na kablu rozpiętym między dwoma wierszami.

Wiem, że różne osoby zabiegają o to abym miał lepsze warunki do pracy, ale nie wiem jak na to zareaguje Pani ordynator. Staję się pacjentem kłopotliwym.

 

PODYSKUTUJ: