środa

na wernisażu wystawy Kasi Karpowicz, na rynku Starego Miasta. Z Ewą i dziećmi. L. z laseczką, nagle podstarzały,  a o tyle ode mnie młodszy, właściciel prestiżowej galerii, mówi witając mnie – odkrywca malarstwa Kasi. Brzmi to górnolotnie, ale to prawda. Skierowałem ją do niego, jeszcze studentkę i tak zaczęła się jej kariera.  Jeden obraz na wystawie podobał mi się szczególnie, bardzo z ducha Balhtusa.

PODYSKUTUJ: