środa

Na Francuskiej z redaktorkami z wydawnictwa Margines, okazuje się, że cała nasza trójka chodziła do jednej szkoły nr 34 na Zakrzewskiej.Przyniosły mi trochę książek wydawnictwa i plany na przyszłość.  Potem z Ewą Żuławską, która mieszka w pobliżu, opowiada mi o domu na Iwickiej. Starsza o kilka lat ode mnie córka sąsiadów Żuławskich, mama znanej malarki Agatki Bogackiej. Jak ja lubię Ewę! Agatę zresztą też.

Pod wieczór samochód z radia, dwójka, program o sztuce z czasów „Solidarności”, z piosenkarką Antoniną Krzysztoń. Zupełnie przypadkiem dowiaduję się, że mieszkała dwa lata na Iwickiej, jako mała dziewczynka, z mamą , ojciec  zginął, mieszkali u Haliny Mikołajskiej i Mariana Brandysa, w malutkim mieszkanku, matka była siostrą Mikołajskiej. Była za mała, bym mógł się z nią bawić. Kamyczek do mojej książki.

Jutro dzieci idą do szkoły, Franio do zerówki. Wielki dzień dla niego. Taki maluszek i już do szkoły. Tak mi przykro.

Wsadzam do książki opowieść Alicji Sternowej, kiedy mi to opowiedziała? Chyba w 88 roku …oto ona..

Alicja Sternowa, pisarka, wdowa po poecie futuryście Anatolu Sternie, kobieta o złotych farbowanych włosach, rzuconych bujnie na ramiona, chodziła często na złotych szpilkach, mówiła miękko z lwowska, choćby nie mamusia, a mamusa. Była dla mnie, dla dziecka,  magiczną wróżką z innego świata. Dożyła 80 lat, ale zawsze miała złote włosy spływające ramiona. ( To takich paniach mój ojciec mawiał – „z przodu liceum, z tyłu muzeum”. Nawet jeśli to było muzeum, to niezwykle barwne.). Alicja przychodziła czasami do nas na Iwicką.  Uwielbiała mnie, odpłacałem jej tym samym. Miała cudowne poczucie humoru. Nieustannie żartowała. I bywała spontaniczna nawet w czasach stalinowskich.  Opowiedziała mi kiedyś zabawną historię.

„Tuwim mieszkał na Nowym Świecie, nie miał, więc daleko do Kameralnej, ale miał lęk przestrzeni i nawet bał się tam iść piechotą, więc zawożono go samochodem. W kieszeni garnituru nosił kieliszek, ale pił niewiele, kilka kropelek i już był dobry. Tuwim wiedział, że jesteśmy bez grosza i urządzał nam dolce vita. Pojechaliśmy wiec razem do Kameralnej. Siedzimy przy stoliku z Tuwimem, a przy sąsiednim stoliku siedzi Jerzy Putrament z Zosią Bystrzycką. I sobie popijają. Pomału sala pustoszeje. W holu panie i panowie zakładają płaszcze. Putrament nas nie zwracał uwagi, ale podszedł do Tuwima.

-Panie Julku, o piątej rano wylatuje do Moskwy – rzekł uroczyście

Podeszłam do niego

-Pan leci do Moskwy? To pan zobaczy Stalina?

Putrament podniósł na mnie swoje niebieskie oczy i powiedział ciepło -tak

-To niech pan powie Stalinowi, że może Alicję Sternową pocałować w dupę.

Putrament zbladł, zapal Zośkę i nie zakładając płaszczy runęli do wyjścia. Hol opustoszał. Anatol i Tuwim rzucili się na mnie, ze ich zgubiłam. Szliśmy ulica, Tuwim, co chwila łapał się za głowę. Anatol patrzył na mnie, jak na mordercę.  Już domu powtarzał w kolko- zadzwoń do niego, zadzwoń do niego – i chodził niespokojnie po mieszkaniu – ty sobie postawiłaś za cel, żeby nas zgubić – powiedział w końcu.

Zadzwoniłam, ale dopiero nazajutrz o 7 rano Odebrała Zosia. Powiedziała mi

– Wiesz on przez cały czas milczał, a potem nagle dostał ataku śmiechu. Potem znowu długo milczał i znowu wybuchnął śmiechem A potem zasnął. I o 5 rano poleciał do Moskwy.

 

PODYSKUTUJ: