środa

u Łukasza w jego pracowni na Sygietyńskiego. Jestem tu po raz pierwszy. Jego poprzednia pracownia na strychu na ulicy Smolnej miała magię, ta jej nie ma. Zwykłe mieszkanie w bloku z końca lat 50, otoczenie też nieciekawe. On jednak jest zadowolony, jak na takie malkontenta, nawet bardzo. Ma tu zupełny spokój, tam miał niepokój z widokiem na Muzeum Narodowe, gdzie są jego prace. Dobrze nam się jednak rozmawia, chociaż wiem o nim za wiele, by mnie czymś zaskoczył, czy zadziwił. A jednak….tak było.  W pobliżu obskurny budynek Superstacji, gdzie dzisiaj wieczorem będę.

Z Łukaszem o najważniejszych sprawach rozmawialiśmy zawsze pod prysznicem, goli zupełnie, ileż godzin,  ile lat. Teraz gdy słucham go, nastawiony cały na niego, dopiero w pełni czuję jak bardzo jest artystą, dawnego typu, artystą uczonym, niezwykle oczytanym. I jak bardzo w tym jest jakoś osobny i samotny z wyboru.

Moje zaskoczenie przed laty, gdy była jego duża wystawa, gdy ujrzałem sam siebie , pod prysznicem goły zupełnie, ale nie miałem wątpliwości, że to ja. Więc znamy nawet taki swój wizerunek. Nie pamiętałem, że zrobił mi kiedyś tam zdjęcie, z którego namalował ten obraz.    Był na wystawie tłum ludzi, ale nie czułem się obnażony.

Nie najlepiej czułem się dzisiaj u Kuby, brak energii, a on krytykuje wszystko równo i  brutalnie, doprowadzając wiele rzeczy do absurdu. Przyjmując taką formę rozmowy, od razu jest się na przegranej pozycji. Nie wolno ludziom zabierać wszelkiej nadziei.

 

 

PODYSKUTUJ: