obudził mnie rano chłód, tak zimno jest w mojej w sypialni, to pewnie wina okien dachowych. Niepotrzebnie je zrobiliśmy. Ubrałem się w dres i jakieś nędzne dosypianie. Złe myśli i złe samopoczucie…
Telefon z Odry, to już chyba kwartalnik, że jest tekst o mojej mamie i chcą mi przesłać pismo, pytają o adres. Nie wiem czemu, ale to też mnie zasmuca.
Piękna zima, sypie śnieg – do pobliskiego Urzędu Miasta na otwarcie wystawy rysunków drewnianych domów tutejszych tak zw. Świedermajerów. A jestem dlatego, że miał tu być G . szef wydawnictwa Melanż, da mi kilka nowości. Obrazy między pietrami urzędu, trudno gorzą przestrzeń dla malarstwa. Jest pani Barbara szefowa pobliskiego Domu Kultury. Dobrze, że ją spotykam, domawiamy na luty spotkanie wokół mojej „Kolonii karnej”. Proponowała X , znanej prezenterce tv, by poprowadziła to spotkanie, a ta zaśpiewała 10 tysięcy za godzinę. Co za demoralizacja. Jest Henryk Lipszyc i jego żona, znamy się od dawna, japonista, był kiedyś ambasadorem RP w Japonii. Z aparacikiem słuchowym na uchu. Czas nie zna litości. G, gotów jest wydać mi tomik wierszy z dużą promocją. Dobrze to wiedzieć.
O 20. 40 Superstacja