sobota

Rano na międzyleski bazarek.To bliski krewny dawnych bazarów, tez trochę plebejski, ale już tylko w połowie. Kłania mi się starszy pan, czyli w moim wieku, jak starzy są ludzie w moim wieku, sprzedaje starocie, czyli dziesięć przedmiotów na krzyż, nie wziął bym ani jednego, nawet gdyby mi dawał za darmo. Są z czasów mojej młodość, rakieta tenisowa, taką grywałem, szklany syfon, wymieniałem takie w budce u pana Bandurskiego. Czyli ja też już jestem antykiem. Jak zwykle mówimy o polityce, oburzony PiSem i strwożony jak ja.

Dzień prześwietlony słońcem. Trochę ogrodu, trochę pisania, trochę grzesznego snu za dnia. Wpadają Tomek i Marek z pomysłem na jakiś portal internetowy, gdzie będziemy komentować stan rzeczy. Boję się, że to znowu będzie praca społeczna. Tyle lat tak pracowałem.

Naleśniki własnej roboty, szkoda, że one też tuczą. Ale smakują podwójnie.

Uczę Frania jeździć na rowerze. Męczymy się obaj. Podobnie było kiedyś z Antosiem. Moje dzieci są nieutalentowane rowerowo. Pamiętam chwilę, gdy wujek puścił rower i pojechałem, z tyłu czułem podmuch niepokoju, ale jechałem od przodu…w życie i jadę do dzisiaj.

PODYSKUTUJ: