sobota

Wracając z Zamku Kliczków dwa ładne, ale meczące dni we Wrocławiu. Antoś kinoman musiał zaliczyć kino Vip, jest tylko we Wrocławiu, marzył o tym, Franio musiał do Zoo, my na rynek i Ostrów Tumski w nocy, bardzo piękny. Wrocław kwitnie. Ja kulejący na obie nogi, bo pobolewa biodro w prawej nodze i ostroga w drugiej nodze. Czułem się trochę zaszczuty przez obowiązki rodzinne, konieczność uszczęśliwiania dzieci za wszelką cenę. One i tak tego nie docenią, przekonane, że wszystko im się należy od świata.

Odbieram Cryslera z warsztatu, dopiero teraz udało się doprowadzić go do takiego stanu by przeszedł kontrolę techniczną, okazało się , że ma zdrowy silnik a poza tym wszystko w rozsypce. Zapłaciłem za tą naprawę słono. Kupno tego samochodu było wielkim błędem, a przecież sprzedał mi go ktoś bliski i na dodatek mechanik samochodowy. Nie potrafię go winić, miał dobre intencje.

Mała depresja po powrocie, uciekam w oglądania Olimpiady.

Dzieci cały czas na komórkach i telefonach. Nie dajemy sobie z tym rady.

PODYSKUTUJ: