sobota

na dnie, nie zjadłem nawet śniadania. Nic nie piłem. Nie zszedłem na dół . Głosy moich dzieci,  jak z innego świata. Wielka pokusa nieistnienia. Płachty śniegu na dachu sąsiedniego dom.

I znowu rano ten sen, z którym tak żal było mi się rozstawać, bardziej realny niż to co czuję teraz.

Wszędzie w pułapce, swojej głowy, łóżka, prysznica, krzesła na którym teraz siedzę, ekranu komputera.

 

PODYSKUTUJ: